Zamknięty krąg
Cześć, witam Was ponownie moi kochani.
Sezon balkonowy uważam za rozpoczęty.
„Zimni ogrodnicy” już prawie za nami, pozostała jeszcze
„zimna Zośka” i można będzie spokojnie cieszyć się ukwieconym balkonem.
Opuściłam Was na trochę, dla mojej drugiej pasji – kwiatów (mam nadzieję, że mi
wybaczycie). Wczorajszy dzień spędziłam na poszukiwaniu odpowiednich roślin, a
potem pozostała już tylko radość z sadzenia ich w pojemniki (przy pomocy mojego
męża oczywiście. Oj coś poplątałam, było odwrotnie, to ja mu pomagałam)
Nadal pozytywna energia mnie napędza i oby tak zostało. Na koniec podzielę się z Wami recenzją
powieści, która okładką i treścią zupełnie odbiega od wiosennego nastroju, ale
moim skromnym zdaniem świetnie nadaje się, żeby ją wrzucić do torebki i zabrać
ze sobą na wyprawę. Nie za gruba, nie za ciężka. Historia łatwa do ogarnięcia,
którą przyjemnie i szybko się czyta.
Zatem zapraszam do przeczytania mojej recenzji.
*RECENZJA*
Zamknięty krąg
„Czas nie leczył ran,
czas je tylko zabliźniał”.
Tytułowa miejscowość jest fikcyjna, stworzona przez autorkę
na użytek powieści, więc próżno szukać jej na mapie. „Sowniki to twój raj na
ziemi” głosi jej turystyczna reklama, tylko że to, co tutaj się dzieje, jest
dalekie od tego raju.
Bernard po tragicznej śmierci swojej żony, nie mogąc
pogodzić się z jej stratą, postanawia pojechać do Sowników na Podlasie, do
rodzinnej miejscowości Weroniki. Ma tutaj zamiar odnaleźć jej rodzinę i bliżej
się z nią zapoznać. Żona uniemożliwiła mu kontakty z rodziną, sama zrywając z
bliskimi relacje przed laty. Nie oczekiwał, że przyjmą go tu z otwartymi
ramionami, ale nie spodziewał się też takiego chłodu i dystansu.
Mała miejscowość ma swoje mroczne tajemnice, a lokalna
społeczność ma swoje powiązania, obcy zadający pytania i wtrącający się w ich
życie nie jest tu mile widziany. Bernard im dłużej przebywa w Sownikach, tym
bardziej przekonuje się, jak mało wiedział na temat swojej żony i jej
przeszłości, a mieszkańcy mu w tym nie pomagają, bo nie mają ochoty
wtajemniczać go w swoje sekrety.
Przed laty zaginęły
dwie mieszkanki Sowników, a tajemnica ich zniknięcia nigdy nie została
wyjaśniona. Kobiety, które zaginęły dawno temu, były blisko związane z
Weroniką. Jedna z nich była jej matką, druga przyjaciółką. Grono podejrzanych
nie jest zbyt szerokie, ale mimo to policji nie udało się ustalić nic
konkretnego, ponieważ przed laty nie dysponowali odpowiednimi narzędziami, a i
ślady w tej sprawie były znikome. Bernard musi znaleźć klucz do rozwiązania
zagadki tajemniczych zaginięć, tym bardziej że znika jego szwagierka, a wszyscy
podchodzą do tego dość obojętnie.
Powieść od początku wciąga w klaustrofobiczny, mroczny i gęsty
klimat małej miejscowości, otoczonej mgłą dosłownie i w przenośni. Czas płynie
wolno, a wszyscy jak to bywa w takich społecznościach, doskonale się znają.
Plagą tej wsi są zaginięcia kobiet, ale odnosi się wrażenie, że mieszkańcy nie
specjalnie się tym przejmują.
Przedstawienie historii jest dość klasyczne. Powieść, nie
należy do tych drastycznych i ciężkich. Język jest lekki, czyta się szybko.
Zapis wydarzeń tego, co działo się kiedyś i teraz przedstawiony tak, żeby
czytelnik zrozumiał motywacje postępowania bohaterów. Podobało mi się, że
detektywem nie jest ktoś profesjonalny, lecz prywatne śledztwo Bernarda toczy
się bardzo powoli. Tajemnice odkrywa stopniowo, łącząc elementy układanki w
całość.
Bardzo dobrze oddany klimat małej miejscowości, ale za to
brak nakreślenia samego Podlasia. Sowniki to miejscowość, która mogłaby
znajdować się w dowolnym regionie kraju, chyba że taki był zamysł autorki. Kamila Bryksy stawia pytania, jak daleko
możemy posunąć się, by chronić swoją rodzinę, czy możemy złamać prawo? Kim
naprawdę jest ten, kogo kochamy? Okazuje się, że ludzie mają różne dziwne
motywacje, szczególnie wtedy, gdy chcą chronić swoją rodzinę i najbliższych.
Książkę czytało się przyjemnie i z zainteresowaniem.
Przeszkadzała mi trochę w jej odbiorze taka mała nieścisłość, pisanie o
Sownikach raz, że to wieś, a raz, że to małe miasteczko. Lekko męczyły mnie też
ciągłe przeskoki w narracji i dość dziwny wydał mi się wątek o spadającym
liściu, może miało to mieć jakiś głęboki przekaz, lecz niestety go nie
zrozumiałam. Zakończenie też nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem, bo jest
raczej wypracowane i w wielkim skrócie
dowiadujemy się prawdy na temat całej intrygi.
„Sowniki” to powieść idealna na wakacje, do odpoczynku na
hamaku w ogrodzie, doskonale sprawdzi się w podróży. Sama historia nie jest
skomplikowana, nie ma tutaj mocnych wrażeń czy wyjątkowych zwrotów akcji.
Określiłabym tę książkę, jako powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym i
tajemnicami rodzinnymi w tle. Jako debiut wypadła poprawnie, ale wydaje mi się,
że Kamila Bryksy napisała powieść dość zachowawczo i liczę, że uda jej się
jeszcze mnie zaskoczyć w kolejnej powieści. Z wielką uwagą będę śledzić rozwój
kariery autorki, bo moim zdaniem nie wykorzystała do końca swoich możliwości.
[…]człowiek potrafi
przyzwyczaić się do najgorszych rzeczy, które wcześniej w ogóle nie mieściłyby
mu się w głowie, ale tylko na chwilę, żeby przetrwać. Długo tak się nie da żyć”
.
Za możliwość przeczytania i recenzji książki dziękuję
Wydawnictwu Kobiece.
Dziś już z Wami się żegnam, życząc wspaniałego weekendu. Do
usłyszenia wkrótce.
Dobrze, że klimat małej miejscowości został tak dobrze oddany.
OdpowiedzUsuńAutorka świetnie oddała klimat małej miejscowości, to główny atut tej powieści.
Usuń