Kumulacja pecha
Dzień dobry, witam wszystkich bardzo serdecznie.
Samej autorki raczej przedstawiać nie muszę, bo jest
doskonale znana czytelnikom ze sporej ilości komedii kryminalnych, które ma w
swoim dorobku.
Zawsze czytanie książek Pani Olgi, wywołuje u mnie uśmiech
na twarzy, a w ich lekturze znajduję
odprężenie po trudnym, zabieganym dniu. Zwłaszcza teraz, gdy otaczają nas
przeważnie przygnębiające informacje, trzeba, chociaż czasami zafundować sobie lekką i nieskomplikowaną rozrywkę na
poprawę humoru. Najnowsza historia o dziewczynie przynoszącej pecha, doskonale
się do tego nadaje. Tak, tak, nie ona ma pecha. Tekla, go przynosi, przynajmniej
wszyscy tak uważają. Jak jest naprawdę, trzeba przeczytać książkę, "Zgiń,
przepadnij", żeby się tego dowiedzieć.
Nie pierwszy raz
przekonałam się, że powieści Olgi Rudnickiej cechują się niebanalnymi pomysłami
na fabułę, dobrą intrygą kryminalną z sarkastycznymi i pełnymi czarnego humoru
dialogami. Kolejny raz autorka udowodniła, że potrafi pisać wyborne komedie
kryminalne, by czytelnik z wielkim
zainteresowaniem pochłaniał książkę od początku do końca. A teraz jeżeli macie skwaszony humor, sięgnijcie po
najnowszą powieść Rudnickiej. Na pewno to nie będzie pechowe spotkanie, a
poprawa humoru gwarantowana.
Olga Rudnicka – Zgiń, przepadnij – premiera 22 marca 2022
roku – Wydawnictwo Prószyński i S-ka
*RECENZJA*
[…]"w życiu każdego człowieka przychodzi taka
chwila, gdy ma się ochotę wyrywać włosy sobie lub komuś, wyć do księżyca albo
pospolicie wpaść w histerię".
Jak tu nie mieć
pecha, skoro od trzydziestu trzech lat mieszka się z zabobonną rodzicielką,
która wierzy we wszystkie przesądy świata.
Jak tu żyć, gdy wszyscy włącznie z całą rodziną wierzą, że przynosi się
pecha. Tekla pozornie w to nie wierzy, ale nosi ze sobą wór różnego rodzaju
amuletów. Kumulacja pecha następuje w dniu, gdy traci jednocześnie pracę,
narzeczonego i najlepszą przyjaciółkę. Cała wieś wierzy, że Tekla przyciąga
pecha niczym magnes i jest powodem każdego nieszczęścia, które kogokolwiek
spotyka. Wszyscy spluwają na jej widok i
omijają szerokim łukiem. Dziewczyna czuje się nieszczęśliwa i uważa, że
życie ukarało ją najpierw imieniem, które miało brzmieć Telimena, a została
Teklą tylko dlatego, że jakaś
urzędniczka się pomyliła, a potem
rodzicami, którzy zamiast walczyć z tym przesądem, jeszcze ją w tym umacniali.
Żeby zejść z oczu rozsierdzonym mieszkańcom wsi, Tekla wyprowadza się do
Dominiki, swojej kuzynki, która nie może
uwierzyć, w to by współcześni ludzie uzależniali swoje życie od wiary w
przesądy. Opowiadania Tekli o przypadkach wszelkiej maści, przyprawiają ją o
salwy śmiechu. Niestety dobry humor Dominiki szybko się ulatnia niczym
powietrze z przebitego balonika, gdy okazuje się, że bilet na lot do Hiszpanii,
gdzie miała otrzymać wymarzoną pracę, przepadł gdzieś w systemie. Na domiar
złego w bagażniku samochodu zamiast walizki z rzeczami, dziewczyny
znajdują…trupa. Od tego momentu akcja
przyśpiesza, a przygody dziewczyn staną się wręcz absurdalne. Wątek kryminalny
w fabule jest raczej poboczny, bo historia skupia się głównie na tym, jak pozbyć się pecha przy pomocy
różnych amuletów, zaklęć i innych rytuałów, które tylko coraz bardziej
komplikują życie bohaterkom.
Zabawne wątki
zgrabnie łączą się tu z tymi poważnymi.
Wszystkie postacie występujące w powieści są przerysowane i groteskowe,
może jedynie kreacja głównej bohaterki jest inna, bo pomimo zaszczepionej przez
matkę wiary w przesądy, potrafi ona zachować zimną krew i trzeźwy osąd
sytuacji. Od samego początku bardzo ją polubiłam i liczyłam na to, że uda jej
się w końcu pozbyć łatki osoby przynoszącej pecha. Cała reszta bohaterów, to plejada zabawnych,
karykaturalnych postaci, których poziom inteligencji pozostawia wiele do
życzenia, ale taki zabieg jest zamierzony przez autorkę. Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Olgi
Rudnickiej, bo by tak formułować swoje
myśli, trzeba mieć niezwykłe poczucie humoru i cechować się nieprzeciętną
spostrzegawczością.
A tak na
podsumowanie, to co przytrafiło się Tekli, może wcale nie było pechem. Po co
jej taka praca, gdzie nikt nie darzył jej zaufaniem, po co narzeczony, który
nie potrafił dotrzymać jej wierności, po co przyjaciółka, która nie była wobec
niej lojalna ? A w końcowym efekcie
zamieszkanie z dala od rodziny, znacznie poprawiło jej relacje z matką.
Oceniając historię z boku, pecha raczej miała Dominika, bo to jej przydarzyły
się te wszystkie absurdalne sytuacje, a czy to byłą winą Tekli?
Długo można by było pisać o tym, kto, kogo i
dlaczego. Najważniejsze jednak jest to, że lektura książki miała ogromny wpływ na
poprawę mojego humoru. To nic, że jest to historia chwilami ocierająca się o
groteskę i absurd, ale właśnie dlatego jest taka zabawna. Muszę przyznać, że
autorka zaimponowała mi swoją wiedzą na temat zabobonów, które nadal tkwią w
katolickim skądinąd społeczeństwie.
Przede wszystkim, że jest ich aż tyle, o niektórych słyszałam, o innych nie. W
swoim życiu miałam też do czynienia z ludźmi, którzy przesądami potrafili
zatruć życie sobie i innym. Pilnowanie tego co można a czego nie, przyprawiało
ich jedynie o ból głowy i nie sądzę, że wynikało z tego coś dobrego. Cała
powieść napisana lekkim językiem, z dużym poczuciem humoru ze wspaniałymi
dowcipnymi dialogami. Właśnie to ogromne poczucie humoru autorki sprawiło, że
nawet makabryczne występy Krawca nie zrobiły na mnie wrażenia, a wprost
przeciwnie, te humorystyczne opisy jego profesji, powodowały, że chwilami
trudno mi było się nie uśmiechnąć. Olga Rudnicka kolejny raz zaimponowała mi
sposobem narracji, stworzeniem nietuzinkowych postaci i zagadką kryminalną,
gdzie na koniec zostawiła pewne ale. Jest pewne, że Tekla wróci, czy jej pech
również, pewnie przekonamy się o tym w kolejnej części.
„Szklanka do połowy pełna oznacza tylko tyle, że
ktoś wyżłopał już połowę”.
Książkę przeczytałam dzięki współpracy z Wydawnictwem
Prószyński i S-ka
Humor poprawiony i to jest najważniejsze w tego typu książkach.
OdpowiedzUsuńKsiążki Rudnickiej zawsze poprawiają mi humor :)
OdpowiedzUsuń