Efekt motyla
Dzień dobry moi kochani, witam Was bardzo serdecznie w
poniedziałkowy poranek. Nowy tydzień czas zacząć, ja akurat zaczynam od mojej
nowej recenzji.
Nazwisko tego autora, jest dla mnie zawsze gwarancją udanej
i satysfakcjonującej lektury, po jego książki sięgam w ciemno. „Ukryci”, jak
Marek Stelar wspomina na końcu książki, jest jego pierwszym thrillerem
psychologicznym. Pomimo tego, że bardzo lubi ten gatunek, to pisze głównie
kryminały, ale dla niego, jak wspomina, emocje to element tak samo ważny, jak
wątek kryminalny. Spotkałam się z wieloma głosami zawodu i rozczarowania tą książką, ale ja jestem niedowiarkiem z
natury, więc postanowiłam przekonać się sama i podeszłam do jej czytania bez
większych oczekiwań.
Fakt po jednej trzeciej książki, miałam spore wątpliwości,
czy faktycznie wyszła ona spod pióra mojego ulubionego autora, bo wszystko
wskazywało bardziej na debiut niż na
dzieło doświadczonego pisarza i że jednak nie przypadnie mi ona do gustu. W tym
momencie dodając do tego wszystkie komentarze niezadowolonych czytelników,
mogłabym już „Ukrytym” wystawić niezbyt pochlebną notę, która na tamtą chwilę
byłaby wielce krzywdząca dla książki, bo na taką w końcowym efekcie nie
zasługuje. Zabierając się za pisanie recenzji, postanowiłam zapomnieć, kto jest
autorem książki, a bardziej skupić się na emocjach, tak jak tego Stelar
oczekiwał.
Z cyklu Halina przeczytała i poleca:
Marek Stelar – Ukryci – premiera 15 czerwca 2022 r. – Filia
Mroczna Strona
*RECENZJA*
Efekt motyla
„Dążenie do
doskonałości jest drogą, która nigdy się nie kończy. Chodzi o to, jak daleko
jesteś w stanie nią dojść, bo do końca pewnie nigdy”.
Początek książki jest świetny, wciągający, zapowiadający
niesamowitą historię. Bez zbędnego
kluczenia, niespodziewanie autor wrzucił mnie na głęboką wodę. Matka, która
wybrała się na zakupy, zostawia w samochodzie niepełnosprawnego nastolatka,
który woli przeglądać telefon komórkowy, zamiast brać udział w krążeniu po
sklepach. Kobiety nie ma zaledwie kilkadziesiąt minut, ale gdy wraca, zastaje
samochód pusty. Jeszcze łudzi się, że syn odjechał gdzieś na chwilę, ale gdy w
bagażniku dostrzega nietknięty wózek, już wie, co się stało. Jej syn został uprowadzony.
Jak, kiedy i przez kogo? To wydaje się wręcz niemożliwe w biały dzień, w
publicznym miejscu, pod okiem kamery monitoringu, na oczach innych ludzi,
został uprowadzony niepełnosprawny chłopak i nikt niczego nie zauważył. Policja
wydaje się być bezradna i nie za wiele w tej sprawie może zdziałać. Zrozpaczona
kobieta postanawia sama rozpocząć poszukiwania, bo wierzy, że jej syn nadal
żyje, tylko musi go odnaleźć. Nieoczekiwanie udaje jej się wejść w kontakt z
ojcem innego niepełnosprawnego dziecka, którego ten poszukuje już od prawie
roku. Marek Bielawski ma pieniądze i inne możliwości, o jakich Marta może tylko
pomarzyć. Ta dwójka zdesperowanych rodziców łączy siły i za wszelką cenę
postanawia odzyskać swoje dzieci. Wszystkie tropy nikną we mgle domysłów i
hipotez. Pojawia się jednak światełko w tunelu, kiedy wybitny psychiatra i
psychoterapeuta, postanawia im pomóc. Doktor Sobczak dzięki swoim
umiejętnościom będzie próbował poszukać odpowiedzi, gdzie ukryci są chłopcy, w
zakamarkach pamięci przypadkowego świadka.
Brzmi to ciekawie i intrygująco, ale po bardzo ciekawym
początku, akcja bardzo spowalnia, a Marta i Marek toczą niekończące się dysputy
na temat uprowadzenia ich dzieci i problemów egzystencjonalnych. Zaczyna
powiewać nudą i jak dla mnie, na ten moment nie przypominało mi to prozy
Stelara, ale w chwili gdy Marta i Marek sprowadzają sobie kłopoty na głowę,
poziom emocji nieoczekiwanie wrasta. I od tej pory czytałam już z ogromnym
zainteresowaniem, tak bardzo ta historia mnie zafascynowała, że nawet nie
zauważyłam, kiedy nastąpił koniec. Żyłam tą opowieścią, przeżywałam,
kibicowałam bohaterom, żeby się im udało, chociaż trudno było przewidzieć, jak
finalnie się to zakończy. Szczerze, miałam swoje podejrzenia, ale nie
przewidziałam takich motywacji, jakimi kierował
się chory psychicznie człowiek, który w swoim chorym pokręconym umyśle
sądził, że postępuje dobrze. Wszystko, co spotkało go kiedyś w dzieciństwie,
miało teraz ogromny wpływ na jego decyzje i zachowanie.
Trudno mi było się oprzeć wrażeniu, że Markiem i Martą kierują zupełnie inne priorytety. Kobieta
straciła jedynego syna i żeby go odzyskać zrobi wszystko, albo i więcej, natomiast Marek jest przyzwyczajony, że to on rozdaje karty i nie może zdzierżyć
tego, że ktoś śmiał uprowadzić jego jedyne dziecko. Uważa, że jego pozycja i
pieniądze załatwią wszystko, ale jak się potem okazuje, syn jest dla niego tak
samo ważny, jak pieniądze, i że ten arogancki, pewny siebie człowiek ma także
swoje ludzkie oblicze. Oboje nie zdają sobie jednak sprawy, że mają do
czynienia z człowiekiem, który nie myśli racjonalnie, bo ma zaburzone
postrzeganie rzeczywistości. Gdy orientują się, że on znajduje się tuż na
wyciągnięcie ręki, nie tylko nie udaje im się odkryć miejsca pobytu chłopców,
ale sami wpadają w tarapaty.
„Uprowadzeni” to nie tylko książka o porwaniu i
poszukiwaniu, przede wszystkim o miłości i jej wszystkich możliwych barwach,
tak przynajmniej pisze autor w posłowiu. Nie zagłębiał się za bardzo w temat
uprowadzenia dzieci, gdyż jest on znany wszystkim i dość często wykorzystywany
jako motyw w książkach. Był raczej pretekstem do przedstawienia całego spektrum
ludzkich zachowań. Jedna krótka chwila,
moment nieuwagi może mieć nieoczekiwane konsekwencje na długie lata i dotknąć
wielu ludzi. Nieprzewidywalne mogą być efekty pozornie błahych zdarzeń. Autor
pokazał, do czego jest zdolny człowiek, rodzic, zwłaszcza matka, gdy życie jej
dziecka jest zagrożone? "Tyle wiemy
o sobie, ile nas sprawdzono".
„Uprowadzeni”, to
zupełnie inny thriller, niż wszystkie, jakie do tej pory przeczytałam, zdobył
moje uznanie za świetny pomysł na fabułę i za bardzo dobre wykonanie. Ile tu
jest Stelara w Stelarze, takiego, jakiego znam i lubię? W drugiej części
powieści chyba już znacznie więcej. Upływający czas, wzrastający poziom
zagrożenia dla bohaterów, powodują, że thriller staje się coraz bardziej
mroczny, ale dynamiczny zarazem. Może oczekiwałam bardziej spektakularnego
zakończenia, ale to, które zaserwował autor, jest do przyjęcia. W
thrillerze „Ukryci” poza zajmującą i
trzymającą w napięciu akcją, Stelar poruszył motyw uprowadzenia dzieci
niepełnosprawnych, niespotykany w literaturze.
Autor zaprezentował także inne
aspekty naszego życia, jak chociażby niefrasobliwe oddawanie swoich spraw w
ręce terapeutów, którzy poznając nasze bolączki, niejako mają nas w garści.
Niezależnie od tego czy przedstawione w książce sytuacje mogłyby mieć miejsce,
czy też nie, zawsze miałam awersję przed siadaniem na kanapie przed obcym
człowiekiem i opowiadaniu mu o swoich problemach. Można łatwo stać się ofiarą
sugestii lub czyiś manipulacji, co nie oznacza, że tak się stać musi.
I na koniec chciałam
jeszcze dodać, że w powieści zwróciła moją uwagę zaprezentowana Marcie przez
Marka Bielawskiego „sztuka unikania walki”, która istnieje naprawdę i nazywa
się SAJN, ale o tym można poczytać w posłowiu książki, gdzie autor dokładnie
wyjaśnia skąd taka sztuka się wywodzi.
Dla mnie „Ukryci” to ciekawie i dobrze
napisana książka, którą warto przeczytać nawet wtedy gdy nie jest się wielkim
fanem thrillerów.
„Wszystko, co się na
tym świecie dzieje, jest efektem […] gry, gry pozorów. Nie ma przypadku,
przeznaczenia […]. Jest wynik gry. Gramy w nią wszyscy”.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Filia
Skoro ten thriller zdobył Twoje uznanie to będę miała na uwadze tę książkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie, miło mi to czytać.
UsuńJeszcze nie czytałam jego książek, więc może właśnie od tej propozycji zacznę...
OdpowiedzUsuńJeśli ta przypadnie Ci do gustu, to inne książki autora na pewno Ci się spodobają.
UsuńWstyd się przyznać, ale jeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora. Chyba czas to zmienić.
OdpowiedzUsuń