Życiowe rewolucje
Witam Was bardzo serdecznie.
Na początek trochę prywaty. Nic tak nie podcina
skrzydeł, jak niezadowolony fan mistrza, któremu tym razem książka po
mistrzowsku nie wyszła, a ta osoba uparcie twierdzi, że nie mam racji. Wkurzony
autor, z którego humorem się nie polubiłam, ale on tego do wiadomości nie
potrafi przyjąć i wreszcie ktoś, kto stara się być miły i życzliwy, bo
twierdzi, że świetnie piszę, ale warto byłoby się rozejrzeć za… korektorem.
Niby w tym wszystkim nic złego nie należałoby się dopatrywać, ale takie uwagi
można wysłać do mnie na priv, z chęcią odpowiem na stawiane mi zarzuty.
Niestety nie ma tak dobrze, jeden, drugi, trzeci musi publicznie komentować i
pokazać innym, jaki jest mądry i wszechwiedzący. Oczywiście, że ja nie jestem
alfą i omegą. Nie wiem wszystkiego i nie pozjadałam wszystkich rozumów świata.
Nie studiowałam polonistyki, więc błędy na pewno mi się zdarzają, autorom
również. Jesteśmy ludźmi i to jest normalne.
Moje recenzje są pisane pod wpływem chwili, można rzec emocjami. Piszę,
jak potrafię i jak czuję. Mój wzrok czasem zawodzi i różne wpadki są możliwe,
chociaż staram się moje teksty przed publikacją przeczytać przynajmniej
trzykrotnie, żeby wyeliminować, jak najwięcej pomyłek. Nie wszystko zauważę,
nie wszystkie błędy usunę, więc kochani, jeśli coś według Was zgrzyta i jest
źle napisane, piszcie do mnie na priv, wspólnie to naprawimy. Sugestii o
wynajęciu korektora nie wezmę pod uwagę, gdyż mój blog prowadzę całkowicie za
darmo. Nikt mi za nic nie płaci, więc nie mam, z czego dokładać. Ten blog
przede wszystkim trzyma mnie na powierzchni, nie pozwala pogrążyć się w
marazmie. Nie chcę wykorzystywać tu mojej choroby i szukać współczucia, nie
chcę być traktowana jakoś wyjątkowo i nie
chcę stosowania taryfy ulgowej. Chcę czytać i pisać, jak inni, chociaż może z
różnym skutkiem mi to pisanie wychodzi, ale bardzo się staram. Spotkałam się tu tak ogromną życzliwością z
Waszej strony, że to wystarczy mi za wszystkie pieniądze świata. Kochani tak
się cieszę, że jesteście. A tak na marginesie pojawiają się tacy ludzie nie wiadomo
skąd zawsze, gdy moja recenzja zostaje wyróżniona w serwisie Nakanapie.Pl., a
przecież tam tekst jest wnikliwie czytany przez administratorów,
niejednokrotnie zwracano mi uwagę i proszono o poprawki. Dzięki nim nauczyłam
się, na jakie błędy zwracać uwagę w moich tekstach. Czyżby ktoś, podważał ich
wiedzę i kompetencje?
Teraz wracam do meritum postu, czyli recenzji książki, o której
eksperymentalnie napisałam opinię w sobotę, gdy byłam w trakcie jej
czytania. Jesteście ciekawi, czy lektura
tej książki była do samego końca tak samo satysfakcjonująca, jak na początku.
Mogę stwierdzić, że tak, chociaż pozostał mały niedosyt.
Natalia Lewandowska-Nowak – Talerz pełen składników – premiera 01 marca
2022 r. –Wydawnictwo Lucky
Halina przeczytała i poleca:
*RECENZJA*
Życiowe rewolucje
„[…] jak to jest z tym szczęściem,
zawsze chcemy tego, czego nie mamy, a ma ktoś inny. To bardzo ludzkie.[…] Albo
chcemy, ale nie możemy mieć”.
Trzy czterdziestoletnie kobiety i trzy ich historie. Dorota nie potrafi
otrząsnąć się po tym, jak jej mąż wymienił ją na inny model, niekoniecznie
lepszy, ale młodszy. Julita ma ustabilizowane życie. Kocha i jest kochana, ale
jej mąż wciąż buja w obłokach i na jego wsparcie nie może liczyć w żadnej
sytuacji. Matka, żona, głowa rodziny. Wreszcie Iwona singielka z wyboru, której
do szczęścia wystarczy tylko przygodny seks i praca w korpo, dla której
poświęciła swoje życie.
W dniu czterdziestych urodzin kobiety dokonują bilansu zysków i strat swojego życia, który niestety nie wypadł
im na plus.
Dotąd życie Doroty kręciło się wokół męża i firmy, którą wspólnie
stworzyli. Codziennie byli ze sobą, spali w jednym łóżku, może nie rozmawiali
ze sobą zbyt dużo, ale też się nie kłócili. Niestety codzienna rutyna
przysłoniła jej fakt, że w ich związku źle się dzieje i teraz nie ma męża, nie
ma firmy, dziecka, a nawet przyjaciół. Została zupełnie sama.
Julita uważała do tej pory, że tak powinno wyglądać życie każdej kobiety.
Dzieci, mąż, dom i praca. Wszystko zawsze musiała ogarniać sama, bo mąż nigdy nie
kwapił się do pomocy. Cóż sama pozwoliła zaprząc się do tego kieratu, ale
zaczyna ją to w końcu nużyć i męczyć. Czara goryczy przelewa się w dniu, gdy ma
urodziny, a nikt oprócz nielubianej teściowej o nich nie pamięta.
Iwona dla firmy poświęciła swoje życie, liczy, że wkrótce stanie się jej
współwłaścicielką. Szuka przygód
miłosnych jedynie na portalach randkowych, jest dobrze usytuowana i jest
zdecydowanie zadowolona ze swojego życia. Nie tęskni za stałym związkiem, bo
nikt niczego od niej nie żąda i niczego nie wymaga. Jednak w dniu
czterdziestych urodzin zrozumiała, że jej życie jest bezcelowe i puste.
Wszystkie bohaterki znalazły się na
zakręcie życiowym, a dzień urodzin jest dniem, w którym postanowiły zmienić
swoje życie. Każda z nich w ramach tych zmian zapisuje się na kurs fotografii
kulinarnej. Tam po raz pierwszy wszystkie się spotykają, gdzie od razu
przypadają sobie do gustu. Będzie to początek pięknej przyjaźni, a także grupy
wsparcia, jaką stają się dla siebie.
W tej książce nie ma akcji, ale
jest sporo mądrości życiowej. Autorka wszystkie spostrzeżenia z otaczającego
nas świata, przekuła na historię zmuszającą do refleksji i przemyśleń. Czytając
powieść i wywody jej bohaterek nie sposób było mi, oprzeć się skojarzeniu ze
słynną piosenką śpiewaną przez Józefa Nowaka „Takiemu to dobrze” Często tak
przecież myślimy. Jedna koleżanka ma mądre, ładne dzieci, kochającego męża,
druga piękne mieszkanie, wspaniałą pracę, jest sama, spotyka się, z kim chce i
kiedy chce, nikt nie zawraca jej głowy. My natomiast takie biedne, zagonione,
obarczone obowiązkami, nieustannie borykające się z problemami. Praca, dom,
praca. Wszystko musimy robić same, bo nikt nam nie pomaga. Nie mamy na nic
czasu, nawet żeby pójść do fryzjera, czy na kawę z koleżanką, bo wciąż
ważniejsze są obowiązki domowe. Ale tak już jest, że zawsze dobrze, gdzie nas
nie ma, a każdy medal ma dwie strony. Czasem musi upłynąć mnóstwo wody, minąć
wiele lat, by dotrzeć do ściany, jak Julita, żeby zorientować się, że się ma
dość poświęcania dla innych. Czasem sprawia to przypadek, gdy jedna decyzja,
jeden sprzeciw, pomaga się zorientować, że tak naprawdę nie wiele znaczy się dla
firmy, jak Iwona. Jest się tylko małym trybikiem, który łatwo zastąpić innym.
Musi minąć ileś lat, żeby się przekonać, że nie zna się człowieka, z którym
żyje się pod jednym dachem, by w końcu miało się okazać, że nie jest się dla
niego wystarczająco dobrą, dopiero zdrada otwiera oczy, jak Dorocie. Ta powieść pokazuje, że na zmiany w życiu,
nigdy nie jest za późno, zawsze możemy zawalczyć o siebie i zrobić coś, żeby
było inaczej.
Jakaż to była apetyczna historia, od której nie mogłam się oderwać, jak
od talerza z dobrym jedzeniem. Wszystko mi w niej smakowało. Od kreacji
bohaterek począwszy, poprzez mądrość życiową, która zeń płynie, na pięknym
języku, jakim książka jest napisana skończywszy. Jednak, jak to z potrawami
bywa, trzeba je odpowiednio przyprawić i tutaj tych przypraw trochę mi
zabrakło. Dla mnie zdecydowanie ciekawsze były te rozdziały, gdy kobiety się
spotykają i prowadzą ze sobą dialogi niepozbawione sarkazmu i życiowych
spostrzeżeń, które chwilami wywoływały mój uśmiech. Gorzej wypadają monologi
bohaterek, bo były momenty, gdy miałam wrażenie, że myślą wciąż o tym samym,
wciąż na nowo rozważają swoje porażki i ich przyczyny, ciągle nad sobą się
użalają, a przed przyjaciółkami udają, że wszystko jest w porządku. Tylko same
ze sobą do końca są szczere, nie zakładają masek, chociaż nie muszą tego robić,
bo wszystkie doskonale się rozumieją i wspierają. No i może, czego mi jeszcze
zabrakło, to przedstawienia, jak dalej potoczyła się ich świeżo zawarta
przyjaźń i co wynikło z tych życiowych zmian, ale sądzę, że taka właśnie była
koncepcja tej powieści. Autorce bardziej zależało na ogólnym przekazie swojej
historii, niż na jej cukierkowym zakończeniu, bo powieść Natalii Lewandowskiej
ma ważny przekaz, który zmusza do refleksji i przemyśleń.
„Talerz pełen składników”, to bardzo kobieca historia z życia wzięta, którą czyta się z ogromną
przyjemnością i niesamowitym zainteresowaniem, opowiadająca losy trzech kobiet,
które różni w zasadzie wszystko, a ich życiowe ścieżki splatają się
przypadkiem. Powieść na wskroś realistyczna, bo tak wygląda rola
kobiet w naszym społeczeństwie, którą nikt inny nie może zmienić, tylko my
same. Wystarczy spotkać właściwe osoby, które wyciągną do nas rękę i zmuszą do
działania. Czasem zwykła, szczera rozmowa, może pomóc w podjęciu decyzji, żeby
w końcu zamiast dla innych, zrobić coś dla siebie. To wartościowa pozycja,
która otwiera oczy na istotne w życiu aspekty, zachęca, aby ocenić i
przemyśleć swoją sytuację. Książka o
kobietach, dla kobiet.
[…] to niesamowite, kiedy na
naszej drodze stają ludzie, pozornie różni, a w rzeczywistości podobni do nas i
w krótkim czasie staja się nam bliscy, bliżsi, niż się mogliśmy tego
spodziewać, bliżsi niż ci, z którymi żyjemy od lat. Szansa na spotkanie
bratniej duszy jest niewielka, zatem jeśli się zdarzy, warto to pielęgnować i
doceniać”.
Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości Wydawnictwa
Lucky
Komentarze
Prześlij komentarz