Łzy innych ludzi to tylko woda
Witam serdecznie moi kochani.
„Caryca”
w pięknej szacie graficznej, nie jest pierwszym wydaniem tej książki w Polsce.
Jej premiera, miała miejsce we wrześniu 2011 roku, potem wznowiono jej nakład w
czerwcu 2015 roku. Ta wersja to kolejna odsłona tej powieści.
Po lekturze każdej powieści historycznej lub z historią w tle zawsze utwierdzam
się w przekonaniu, że to mój ulubiony gatunek literacki. Im więcej czytam
takich książek, tym, coraz bardziej mnie do nich ciągnie, ale niestety nie
zawsze jest pięknie i kolorowo, a mój wybór książki do czytania jest właściwy.
Po lekturze „Carycy” mam bardzo mieszane uczucia. Co prawda książka na początku
bardzo mi się podobała, ale tylko do chwili, gdy akcja przenosi się na carski
dwór. Opisy tego, co działo się na tym dworze, były odrażające, ohydne i
odpychające, sprawiły, że nie potrafiłam oddać serca, żadnemu z bohaterów,
nawet Marcie/Katarzynie, która początkowo wydawała mi się warta mojej atencji.
O Katarzynie II Wielkiej słyszałam wiele, ale o istnieniu Katarzyny I, która
była pierwszą kobietą, samodzielnie rządzącą Rosją, nie wiedziałam praktycznie
nic. Muszę przyznać, że Ellen Alpsten
świetnie się spisała, opisując ówczesne realia życia różnych warstw
społecznych. Zadała sobie sporo trudu, żeby jej debiutancka powieść wypadła
realistycznie, ale niestety w efekcie, dla mnie jest to bardziej erotyczny
romans z wykorzystaniem postaci historycznych Rosji, pełen brutalności i z
dosadnymi opisami seksu i tortur niż powieść o ciekawej i barwnej postaci
Marty/Katarzyny. Ta historia miała ogromny potencjał, ale niestety autorce nie
udało się go wykorzystać. Mój początkowy zachwyt powoli zmieniał się w
zniechęcenie i ledwo dobrnęłam do końca książki.
Z cyklu Halina przeczytała i prezentuje:
Ellen
Alpsten – Caryca – premiera 10 sierpnia 2022 r. – Wydawnictwo Marginesy
*RECENZJA*
Łzy innych ludzi to tylko woda
„Miłość. Kochać to znaczy znać także
ciemne strony drugiej osoby i pragnąć ich. Ty jesteś moją planetą, a ja znam
cię całego, nawet bez patrzenia przez teleskop na niebo”.
„Caryca” rozpoczyna się prologiem opowiadającym o śmierci Piotra Wielkiego, który
nie wyznaczył dziedzica. Pozostawienie imperium bez następcy było zagrożeniem
dla Rosji, która łatwo mogła popaść w chaos. W tę pustkę wkracza kobieta, która
była u jego boku od dziesiątek lat. Bardzo dużo ryzykuje, ale jest równie
ambitna i bezwzględna jak car.
To jest punkt wyjścia, bo od tego momentu następuje przeniesienie akcji do
przeszłości, a historia zostaje oparta na rozbudowanej retrospekcji,
opowiadanej w pierwszej osobie z perspektywy Katarzyny. To historia
niepiśmiennej pańszczyźnianej chłopki w Estonii, która została sprzedana na
służbę, gdzie w akcie desperacji popełnia zbrodnię i musi uciekać. Potem gdy
wydaje się, że znalazła schronienie, jako służąca w domu luterańskiego pastora
Ernsta Glucka, zakochuje się w jego synu Antonie i musi wyjść za mąż za
szwedzkiego dragona. Niestety nie jest jej dane żyć w spokoju, bo zostaje
schwytana przez siły rosyjskie po zajęciu Marienburga,
i kiedy pracuje, jako praczka w obozie wojskowym, wpada w oko carowi.
Od czasu do czasu Alpsten
przerywa retrospekcje, wracając z akcją do Petersburga, gdzie Katarzyna i
książę Aleksander Daniłowicz Mieńszykow
planują wykorzystać niejasną sytuację po śmierci cara, w której jeden błąd może
oznaczać dla nich śmierć. Ostatecznie te dwa wątki fabularne łączą się w jeden.
Na początku byłam tą powieścią zachwycona, jej klimatem, opisami przyrody i
życia zwykłych prostych ludzi. Z ogromnym zainteresowaniem podążałam za
Martą/Katarzyną, która z prostej wieśniaczki, przeistoczyła się w wielką damę i
znalazła swoje miejsce w sercu i łożu potężnego cara Piotra. Kobiety, która
nigdy nie nauczyła się czytać ani pisać, ale zaimponowała mi swoją mądrością i
odwagą, jakiej mógłby jej pozazdrościć nie jeden mężczyzna. Historia Katarzyny
trochę przypomina bajkę o Kopciuszku, ale jest bardziej przerażająca,
naznaczona bólem, kobiecą uległością, chorym obsesyjnym uczuciem do mężczyzny i
grobami jej dzieci. Tylko ktoś taki jak ona mógł wytrwać przy człowieku
porywczym, okrutnym, zmieniającym kochanki niczym rękawiczki. Tylko ona mogła trwać
przy boku człowieka, który nie zawahał się wysłać na śmierć swego syna, byłą
żonę czy dawnego przyjaciela. Marta/Katarzyna to postać pełna sprzeczności,
której nie da się opisać jednym zdaniem. Kochanka, matka, morderczyni. Wielka i
potężna, ale zarazem umiejąca pochylić czoło, gdy wymaga tego sytuacja. Uparta,
lecz wie, kiedy odpuścić. Potrafi uratować życie, ale też patrzeć na śmierć.
Potem w miarę rozwoju historii moje zauroczenie powieścią powoli ustępowało
zniesmaczeniu, a jej dalsze czytanie zaczęło mnie męczyć. Autorka wciąż
opisywała niekończące się biesiady, orgie, upokarzające i okrutne śmierci ludzi
zabijanych z byle powodu lub dla kaprysu cara. Uzupełniała to opisami
nieustannie toczonych wojen, setkach zabitych ludzi w bezsensownych bitwach i
mnóstwie niepotrzebnie przelanej krwi, krzywdy oraz wyzysku biednych ludzi.
Dwór Piotra w powieści jawi się, jako miejsce straszne i plugawe, pełne ohydy w
najgorszym wydaniu. Zapewne taki był świat, w jakim żyła carska Rosja, kraj
skazany na cierpienie, którym rządził Piotr I, dręczony atakami epilepsji,
chorego na syfilis. Człowieka, lubującego się w wielodniowych ucztach pełnym
seksu i wódki, który z wielką zachłannością używał życia. Z jednej strony
modlącego się do Boga, a z drugiej sprawiającego wrażenie, jakby służył diabłu.
Obraz Rosji przedstawiony przez Alpsten
jest surowy i wydaje się realistyczny, ale jest niezwykle brutalny. Pełen
gwałtów, morderstw, tortur, deprawacji seksualnej. To wszystko otaczało mnie z
każdej strony i wydawało mi się, że było tego wciąż więcej i więcej, a całe
piękno zostało przytłoczone nagromadzonym okrucieństwem i bezsensownym
cierpieniem.
Marta/Katarzyna jest wspaniałym punktem centralnym powieści, nie tylko,
dlatego, że to ona jest narratorką, ale podobało mi się, że mogłam śledzić jej
drogę, zwłaszcza przed tym, zanim uwikłała się w związek z Piotrem. Poznałam
wiele szczegółów z jej życia albo nieznanych i niejasnych, albo gorąco
kwestionowanych. Przedstawione losy Katarzyny w powieści przed spotkaniem z
carem w 1703 r., kiedy miała dziewiętnaście lat, jest tylko zasługą autorki,
która z domysłów i niedopowiedzeń stworzyła realną opowieść o pochodzeniu
Katarzyny, snując naprawdę barwną opowieść, starannie wybierając przekazy,
które należało odrzucić, a które potraktować, jako prawdziwe.
Zdaję sobie sprawę, że ta książka to nie jest powieść historyczna i nie jest
ona źródłem wiedzy, bardziej inspiracją, by zapoznać się z prawdziwą biografią
Katarzyny. I to się autorce doskonale udało. Wzięła kluczowe postaci z historii
i uczłowieczyła ich, nie są już faktami i datami, ale stają się ludźmi z krwi i
kości. Zdaje sobie sprawę, że autorka miała sporą swobodę twórczą, ponieważ
niewiele wiadomo o Katarzynie I z jej wczesnych lat, ale dzięki temu udało jej
się stworzyć ciekawą i nietuzinkową postać. Zrobiła to tak doskonale i chociaż
nagle nie stało się to dzięki temu prawdą historyczną, to uzyskany rezultat
spowodował, że łatwo można uwierzyć, że jest prawdziwy. I ta część powieści
podobała mi się najbardziej. Na początku byłam bardzo zaangażowana i przejęta,
gdy dowiedziałam się, co spotkało Martę/Katarzynę. Było to brutalne,
przygnębiające, ale fascynujące. Gdy dziewczyna zostanie podarowana Piotrowi
Carowi Rosji, narracja nieco się zmienia i nie byłam tak bardzo zainteresowana
tym, co dzieje się w życiu Marty/Katarzyny. Czułam się zmęczona spędzaniem
czasu, na dworze cara, bycie świadkiem zakładania Sankt Petersburga, wojny ze
Szwecją oraz uczestniczenie w pijackiej rozpuście i deprawacji seksualnej, jaką
był dwór rosyjski na początku XVIII wieku. Niestety Katarzyna nie była już dla
mnie tak interesującą postacią. Co raz mniej byłam w stanie przejmować się jej
losem, a coraz bardziej przerażał mnie sposób, w jaki Piotr traktował
wszystkich i wszechobecna przemoc, która przenikała jego życie.
Sława, którą cieszy się „Caryca”, polega zapewne na tym, że jest ona seksualnie
drastyczna. W tej powieści z pewnością jest więcej scen seksu niż w większości
popularnych obecnie powieści fikcji historycznej. Należę chyba jednak do tej
części czytelników, którzy wolą by sceny tego typu, nie zostały opisywane z
taką dokładnością, z jaką zrobiła to Ellen Alspten.
Nie jestem osobą pruderyjną i zdaję sobie sprawę, że mają one swój cel i
znaczenie. Sceny jawnej przemocy seksualnej, które pojawiają się na początku
powieści, stają się zapewne ważną motywacją dla postępowania Katarzyny.
Późniejsze, stają się już bardziej delikatne i są przeciwieństwem tych na
początku, a zachowanie Katarzyny w alkowie z Piotrem daje jej znaczącą przewagę
nad carem. Alpsten
podkreśla, jak to było żyć w tamtych czasach, a do tego potrzebna jej była ta
namacalność szczegółów.
Podsumowując, ta książka nie ma nic do zaoferowania poza gwałtami,
morderstwami, orgiami, pijacką rozpustą, kazirodztwem, torturami, kolejnymi gwałtami,
ciążami i nieskończoną ilością scen seksu, a wszystko to przedstawione z
dosadną dokładnością. Całość doprawiona pławieniem się cara i jego świty w
luksusie kosztem biednego narodu. Wiem, że to są mocne słowa, ale sądziłam, że
naprzemienna narracja będzie bardziej interesująca, a ciekawy i trzymający w
napięciu początek jest zapowiedzią czegoś niesamowitego i mój początkowy
zachwyt tą historią pozostanie taki do końca. Niestety nie potrafiłam już tak
bardzo zaangażować się w historię Katarzyny, jak to było na początku, ale
dzięki tej książce sporo dowiedziałam się o tej kobiecie, o której istnieniu
nawet nie wiedziałam.
„Caryca” nie jest powieścią idealną, ale wartą uwagi. Jest opowieścią o
kobiecie, która musi walczyć o swoje przetrwanie, wielokrotnie skrzywdzonej,
nawet przez swojego męża.
Sądzę, że mimo wszystko ta książka może się podobać i ma swoich zwolenników.
Jej fabuła wiedzie od zmysłowych przyjemności dekadenckiej arystokracji,
poprzez przepełnione kadzidłami obrzędy Kościoła prawosławnego i terror w
katowniach Piotra. Cały odurzający i niebezpieczny świat cesarskiej Rosji,
zostaje w tej powieści ożywiony. Wreszcie „Caryca” to historia jednej
niezwykłej kobiety, której dążenie do władzy może być ciekawa i niezwykle
intrygująca, ale mnie niestety nie zachwyciła i nie spełniła moich oczekiwań.
Co więcej, czasami fabuła „Carycy” po prostu nie ma sensu. Nie jest to jednak
do końca winą autorki, bo tworzenie fikcji historycznej jest dużo trudniejsze
niż pisanie prawdziwej historii. Znajomość dokładnych danych dotyczących Rosji
z tamtego okresu z pewnością pomogłaby mi w lekturze „Carycy” i mój odbiór
książki też zapewne byłby zupełnie inny. A tak wydała mi się powieścią tylko o
rozpuście, torturach i morderstwach, zamiast o tym, jaka naprawdę była Marta/Katarzyna,
która była pierwszą kobietą, która samodzielnie rządziła Rosją.
„Zasługi zmarłego cara Piotra można by
wymieniać w nieskończoność: jego wielkość, wyjątkowość, mądrość jego rządów.
Lecz jego dzieło przyniosło cierpienie wszystkim, którzy się z nim zetknęli.
Zniszczył pokój, dobrobyt i potęgę swojego imperium. Naruszył godność, prawa i
dobrostan swoich poddanych. W obraźliwy sposób mieszał się do wszystkich spraw:
od religii przez rodzinę aż po świętą cerkiew. Czy można miłować takiego
despotę? Nie, nigdy. Taki władca budzi jedynie nienawiść”.
Książkę
przeczytałam, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Marginesy
Fikcję literacką z historią w tle zawsze sobie cenię. Tytuł zapisany na przyszłość.
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam, tylko tym razem to była dla mnie ciężka przeprawa.
UsuńOd czasu do czasu lubię zajrzeć do książki tego typu. Aktualnie jednak nie planuję jej lektury.
OdpowiedzUsuńJa lubię takie książki, ale ta tym razem nie spełniła moich oczekiwań. Nie odradzam jej lektury, może tylko mnie Caryca zwyczajnie nie trafiła w gust.
OdpowiedzUsuń