Wojna, miłość i rozterki

 

Witam serdecznie moi kochani.

Spotkałam się dziś na grupie ze stwierdzeniem Kamili, że czuje się tej jesieni wyjątkowo zmęczona i zrezygnowana. Stwierdziła, że czuje się podobnie, jak to ma miejsce po przesileniu wiosennym i nie bardzo wie, czym jest to spowodowane i takie odczucia mają także inni. Zamiast naładowanych akumulatorów po lecie, są zniechęceni i zmęczeni. Ja nie jestem wyjątkiem i nie witam tej pory roku ze szczególną euforią, odczuwam jej nadejście i wcale mnie to nie cieszy. Niestety moim skromnym zdaniem komuś bardzo zależy, by to nasze zniechęcenie spotęgować. Uprzykrzać nam życie i wmawiać, że nie ma nadziei, a przecież ona zawsze jest. Nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że przebywamy w ciemnym tunelu, który zdaje się nie mieć końca. Gdzieś tam jest ten koniec, świeże powietrze, a przede wszystkim światło. Pamiętacie moje motto na ten rok?   To słowa księdza Pawlukiewicza: „Włącz światło! Nie daj się ciemności”. Wydaje mi się, że dziś mają one szczególne znaczenie. Nie dajmy się ciemności, bądźmy ludźmi nadziei.

Wciąż narzekamy, wciąż zdarza się coś, co nas dołuje, jesteśmy otoczeni wszechobecną dezinformacją. Mamy wrażenie, że zamiast dobra, jest na świecie, co raz więcej zła. Dobro nie musi krzyczeć, przemawia, bowiem szeptem, natomiast zło ubiera się w piękne szaty i wciąż krzyczy. Zło i nienawiść muszą krzyczeć, by pokazać, że są, a miłość woła łagodnie i trwa, nie musi się narzucać. Dlaczego więc zło tak krzyczy wobec dobra? Wniosek nasuwa się sam, bo się go boi. Oderwać ludzi od korzeni, historii, wiary, od rodziny i wtedy będzie można nimi sterować, jak się chce, a miłość i rodzina są przecież lekiem na całe zło. Zawsze, gdy ciężko, to w rodzinie znajdzie się oparcie, ktoś przytuli, otrze zły, opatrzy rany, znajdzie rozwiązanie na wyjście z trudnej sytuacji.

Te rozważania nasunęły mi się po poście Kamili, a także po przeczytaniu drugiej części cyklu Idy Żmiejewskiej- Zawierucha

Przeczytałam obie części serii jednym ciągiem, niejako z rozpędu, ponieważ „Spaloną ziemię” otrzymałam w ramach współpracy od wydawnictwa, to pierwszą „Iskry na wiatr” postanowiłam kupić sobie sama. Bardzo lubię serie czytać po kolei, a tutaj moim zdaniem ma to szczególne znaczenie, gdyż obie części są ściśle ze sobą związane i płynnie przechodzą jedna w drugą. Na koniec zostałam jednak z wieloma pytaniami bez odpowiedzi, co zapewne oznacza, że z siostrami z rodu Kellerów, jeszcze się spotkam, przynajmniej jeden raz. Skoro przeczytałam obie książki niejako razem, nie widziałam najmniejszego sensu pisać dwóch oddzielnych recenzji. Będzie jedna, ale za to długa, zgodnie z Waszą sugestią, a także samej autorki. Mam tylko nadzieję, że Was nie zanudzę moimi rozważaniami.

 

Ida Żmiejewska – Iskry na wiatr – premiera 18 maja 2022 r.  – Wydawnictwo Skarpa Warszawska

Ida Żmiejewska – Spalona ziemia – premiera 28 września 2022 r. - Wydawnictwo Skarpa Warszawska

 

Z cyklu Halina przeczytała i serdecznie poleca:

*RECENZJA*

Wojna, miłość i rozterki

 

Wspomniałam wcześniej o miłości, domu i rodzinie, nie bez powodu. Moim zdaniem, najnowsza seria Idy Żmiejewskiej – „Zawierucha” niesie przesłanie dotyczące tych wartości. Cokolwiek, by się nie stało, rodzina i dom dla Kellerówien jest ostoją, nawet wtedy gdy z willi zmienia się on w czynszową kamienicę, zawsze dla nich będzie to dom, do którego chce się wracać, w którym zawsze można szukać rady, pociechy, wsparcia i miłości.  Siostry się kłócą, często nie zgadzają się ze sobą, ale kochają tak, że jedna za drugą poszłaby w ogień. Bohaterki, różnią się od siebie charakterem, temperamentem, ale mimo to działają razem, bo przyświeca im wspólny cel. Muszą się odnaleźć w trudnej rzeczywistości, umożliwić sobie godne życie oraz odkryć tożsamość człowieka, który zrujnował ich ojca, a je skazał na niepewny los. Obraz kochającej się rodziny dopełnia babcia Adela, która jest najbarwniejszą postacią w powieści. Harda i niepokorna, a zarazem pełna poczucia humoru, która w obliczu zagrożenia potrafi przeciwstawić się każdemu w obronie wnuczek, by potem dla rozluźnienia uraczyć się kieliszeczkiem koniaku. Najbardziej irytującą postacią wydaje się być ciotka Klara, wiecznie niezadowolona, przestrzegająca konwenansów, z którą dziewczyny bardzo się liczą, jednak gdy zajdzie taka potrzeba, będzie umiała wykazać się niezwykłą przytomnością umysłu i stanąć za rodziną murem. Wszystkie kobiety z rodu Kellerów, skradły jednakowo moje serce i świetnie czułam się w ich towarzystwie. Pomimo że, decyzyjny głos mężczyzn, skutecznie utrudniał im działania, to one miały swoje zdanie i potrafiły je obronić. Każda z nich na swój sposób zyskała moją sympatię, a swoim postępowaniem wywołała podziw i szacunek.  Imponował mi sposób, w jaki próbowały się zmierzyć z otaczającą je rzeczywistością, każda po swojemu i na swój sposób. Są tak różne, ale w sytuacjach kryzysowych, zawsze mogą na siebie liczyć, bez względu na wszystko.

 

Naczytałam się sporo pozytywnych opinii o poprzedniej serii autorki, o tym jak potrafi pięknie pisać, kreować postaci, tworzyć z ogromnym znawstwem tło historyczne, jak pełne życia i dynamiki są jej powieści. Teraz po lekturze Zawieruchy mogę stwierdzić, że mój zachwyt nad tą serią nie ma granic. Książki są perfekcyjnie dopracowane, nie ma w nich najmniejszych niedociągnięć, do których mogłabym się przyczepić. Satysfakcja po ich lekturze przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jestem pozytywnie zaskoczona i wiem, że żadna z wcześniejszych opinii czytelników nie była przesadzona. Rzadko mi się zdarza, że do przeczytanej książki nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, a wprost przeciwnie z każdą przeczytaną stroną wzrastał mój podziw dla umiejętności autorki. Wszystko mi się niesamowicie w tej historii podobało. Kreacja postaci, świetne tło historyczne, realistycznie przedstawiona rzeczywistość tamtych czasów, niezwykle piękny i plastyczny język. „Zawierucha” to niesamowita opowieść o kobietach, pozbawionych opieki mężczyzny, w czasach, gdy świat powoli ogarniało szaleństwo wojny. Po przełamaniu przez Niemców i Austriaków frontu pod Lublinem armia carska zaczęła wycofywać się na całej linii. Różne były szlaki wiodące na wschód, wszędzie zaś towarzyszyła temu określona dramaturgia zdarzeń. Rosjanie uciekają w popłochu i pociągają za sobą Polaków, których skłaniają do opuszczenia swych ziem, strasząc Niemcami, albo za próby czynnego oporu zsyłają na Sybir 

Drogi sióstr, które od zawsze były razem nagle się rozchodzą. Nie wiedzą, czy dane im będzie jeszcze się kiedykolwiek spotkać. Zosia działająca w konspiracji zostaje aresztowana i rusza pociągiem wypełnionym po brzegi wraz z innymi towarzyszkami niewoli na wschód. Julia nieprzytomnie zakochana w Andrzeju synu właściciela ziemskiego, zamiast życia w luksusie i spokoju, o czym zawsze marzyła, zostaje wraz z całą rodziną męża zmuszona do opuszczenia majątku i wyruszenia ku nieznanemu na wschód. Nina w odmiennym stanie czeka z niepokojem na wieści od męża walczącego na froncie wschodnim. Babcia Adela, ciotka Klara i najmłodsza Paulina, która zdążyła już wszystkich zaskoczyć, swoją dojrzałością nie mają pojęcia, co będzie dalej. Wiedzą jedynie, kto doprowadził do bankructwa ich dobrze prosperującej fabryki i samobójstwa Maksymiliana. Sprawił, że w jednej chwili straciły majątek, przyjaciół i wielbicieli. Zdają sobie doskonale sprawę z tego, że ta wiedza na niewiele im może się zdać, bo w ogólnym zamieszaniu ów człowiek łatwo wywinie się od odpowiedzialności, a dorobek życia ich rodziny, spokojnie wywiezie na wschód.

 Wojna wystawiła siostry na próbę, z której nie wiadomo, czy wyjdą obronną ręką, a dodatkowo jest ktoś, kto pilnuje, żeby tajemnica bankructwa, a potem śmierci ich ojca nie wyszła na jaw. Zakończenie „Spalonej ziemi” pozwala mi oczekiwać na powrót do świata sióstr Kellerównien, pełnego miłości, wzajemnej akceptacji, szacunku, kurtuazji i wszechobecnych zasad.

 Nowy cykl Idy Zmiejewskiej jest moim zdaniem rewelacyjny, wzbudził moje ogromne emocje, momentami rozczulił, a chwilami wywołał uśmiech. Uważam, że to po mistrzowsku napisana historia, której motywem przewodnim są różne odcienie miłości oraz siła rodzinnych więzów. Autorka fantastycznie splotła losy rodziny Kellerów z tym, co działo się w tamtym okresie. Otrzymałam niesamowitą porcję wiedzy historycznej w doskonale napisanej opowieści o ludzkich losach na tle zawieruchy wojennej z nutką romansu i kryminału. „Zawierucha”, to piękna, intrygująca i trzymająca w napięciu opowieść o sile kobiet w czasach nieustannej niepewności. Ida Żmiejewska, to kolejna polska autorka, której zawdzięczam moją spóźnioną miłość do historii, a ja chcę czytać jak najwięcej tak wspaniałych książek.

 

Dziś już z Wami się żegnam, życząc spokojnego wieczoru.

Książkę Spalona ziemia przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Skarpa Warszawska (materiał reklamowy)

 

Autor: Ida Żmiejewska
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Ilość stron: 320 + 320
Gatunek: powieść obyczajowa z historią w tle
Data premiery: 18 maja 2022 i 28 września 2022
Moja ocena: 10/10





 #booklover #bookworm #bookstagrampl #ksiązkitomójświat #mojeczytanie #mojabiblioteczka #czytanienieboli #instawtorek

Komentarze

  1. Muszę przyznać, że ja jeszcze nie poznałam prozy tej autorki, ale na pewno nadrobię zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem czy i mnie jej styl pisania się spodoba. Chciałabym się jakoś oderwać od rzeczywistości. Coś tej jesieni mam słaby napęd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu myślę, że Ci się spodoba. Wszyscy teraz jakoś słabo [przędziemy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

WYWIAD Z MAŁGORZATĄ LIS

Zapach śmierci

Na granicy życia i śmierci - recenzja