Na zawsze nie ma nic
Dzień dobry wszystkim.
Na zawsze nie ma nic
„Zawsze tęskni się za przeszłością i chyba częściej
za jej aurą niż za samymi wydarzeniami”.
Ta książka na
początku nie wydała mi się warta zainteresowania, ale w miarę zagłębiania się w
jej lekturę stopniowo zmieniałam o niej zdanie. Początkowo sądziłam, że podział
w książce na trójkę bohaterów będzie relacją każdego z nich, ale niestety
narracja jest poprowadzona zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażałam, wciąż
przerzucana na kogoś innego. Potrzebowałam dłuższej chwili, by zorientować się,
do kogo ona w danym momencie należy. Męczyły mnie te ciągłe przeskoki i to, że
musiałam się domyślać kto i kiedy jest narratorem. Niektóre wątki pojawiały się
nagle i niespodziewanie. Wspomina i przedstawia swoją historię jedno z
bohaterów, by za chwilę relację
przejmował ktoś inny. Trudno mi było się skupić i połączyć wszystko w jedną
logiczną całość, mnogość wątków i bohaterów nie ułatwiało mi tego zadania ani
też zagłębienia się w historię. Wydawała mi się ona zagmatwana i trudna w
odbiorze, ale jak udało mi się pokonać to wrażenie, to lektura „Nie zostawiaj
mnie” była już dla mnie całkiem satysfakcjonująca. Mało tego doceniłam fakt, że
jest ona bardzo mądra w swoim przekazie, może tylko trochę surrealistyczna. W
którymś momencie odkryłam, że strzępki informacji przekazywane stopniowo przez
narratorów, mają jakiś sens, i że taka konstrukcja fabuły ma znaczenie dla
całości.
Bliźniacze
mieszkania w starej kamienicy,
naprzeciwko siebie. W jednym jest światło, pozytywne wspomnienia, dobre
i ciepłe sny, a w drugim nieustający chłód i niemoc. Owe mieszkania wynajmują wrogo nastawieni do
siebie lokatorzy Aleksander i Małgorzata.
Aleksander został
wychowany przez matkę, kobietę pozbawioną empatii i jakichkolwiek uczuć, która
oprócz męża w swoim życiu nie kochała nikogo, wszystkimi pogardzała, żyła w
zamkniętym świecie, jednym słowem była osobą myślącą tylko o sobie. Gdy mąż nie
wraca z wojny, Ludwika jeszcze bardziej trzyma ludzi na dystans. Pewna scena z
tej powieści, którą wspomina Fryderyka, przedstawia Ludwikę w kompletnie złym
świetle. Nie ważne jest nawet to, co wtedy zrobiła, ale co potem powiedziała.
Daje to pełne wyobrażenie o tym, jaka to była bezduszna, odarta z litości i
współczucia kobieta. Jedynego dobra, jakie Aleksander w swoim życiu
doświadczył, to była miłość ciotki Fryderyki, która kochała go bezwarunkowo,
próbując zastąpić mu bezduszną matkę, a swoim wychowaniem przekazać wszystkie wartości, które były dla niej
ważne. Chłopak wyrósł na mądrego i wartościowego człowieka, ale tragiczna
śmierć ukochanej kobiety zmieniła go nie do poznania, minęło sporo lat, a on
wciąż nie potrafi poradzić sobie ze swoim bólem. Kiedyś szczęśliwy i zakochany
Aleksander był zupełnie inny, a teraz jest starym i zgorzkniałym człowiekiem,
od wielu lat zamkniętym w martwej rzeczywistości. Wrogo i nieprzyjaźnie
nastawionym do wszystkich, a zwłaszcza do Małgorzaty, która w jego pojęciu
zagarnęła dla siebie jedyne dobro, jakie w życiu otrzymał, czyli jego ukochaną
ciotkę.
W dniu, w
którym postanowił zamieszkać z
Fryderyką, ta nieoczekiwanie pod swój dach przygarnęła Małgorzatę, młodą
kobietę doświadczoną przez życie z małym dzieckiem. Mężczyzna nie potrafił
pogodzić się z faktem, że obca kobieta zajęła jego miejsce w życiu ciotki. I
tak tych dwoje poranionych przez życie ludzi
zamieszkało po sąsiedzku, lecz nie potrafią w żaden sposób okazać sobie
odrobiny wzajemnej życzliwości. Ta wzajemna niechęć i nienawiść, po śmierci
Fryderyki jeszcze bardziej się pogłębiła.
Małgorzata,
znalazła się na życiowym zakręcie, a jedynym celem, jaki teraz ma, to
zapewnienie za wszelką cenę odpowiedniej przyszłości dla swojej córeczki.
Haruje ponad siły po kilkanaście godzin w knajpie, w której praca w ogóle ją
nie satysfakcjonuje, a do tego skutecznie życie, zatruwa jej Aleksander.
Małgorzata po śmierci Fryderyki została w mieszkaniu swojej dobrodziejki, czego
ten nie może znieść, bo w tym mieszkaniu
doświadczył miłości i wszystkiego, co najlepsze, a ta obca osoba
zagarnęła dla siebie wszystko, nawet dobre wspomnienia.
Natomiast o tym jak
wyglądało życie i przeszłość Fryderyki, dowiedziałam się dopiero po jej
śmierci, gdy o wszystkim opowiada przygodnie spotkanym zbłąkanym duszom, z
którymi gra w karty. I tak ze
szczątkowych relacji poszczególnych
bohaterów powoli składałam tę historię w całość, żeby w końcu zrozumieć
ich postępowanie i spojrzeć na wszystko
z zupełnie innej perspektywy.
„Nie zostawiaj
mnie” to wieloznaczna historia, która nie da się zamknąć w żadne ramy.
Wielotorowość narracji powoduje, że trzeba być cały czas skupionym i nie można
sobie pozwolić nawet na chwilę rozproszenia. Podczas czytania miałam ambiwalentne odczucia do tej książki,
bo z jednej strony irytowała mnie jej konstrukcja, a z drugiej wzbudzała moją
ogromną ciekawość. Co wydarzy się dalej? Dlaczego bohaterowie powieści Gałuszki
zachowują się tak, a nie inaczej? Co takiego przeżyli, że są tacy cyniczni i
zamknięci w swoim świecie ? Dotyczy to zwłaszcza Aleksandra i Małgorzaty.
Dłuższy czas się zmagałam z lekturą tej powieści i kiedy
sądziłam, że się poddam, co raczej mi się nie zdarza, nieoczekiwanie zaczęła mi
się podobać. Dostrzegłam jej wartość i siłę przekazu, i to, że autorka zawarła
w tej historii sporo mądrości, z jaką dawno się nie spotkałam. Gałuszka z
niezwykłą wnikliwością opowiada o skomplikowanych losach i relacjach bohaterów.
Poplątanych ścieżkach, którymi musieli przejść, o tym jak możemy błędnie ocenić
postępowanie innych, a czasem wystarczy mała iskierka, jeden mały impuls, by
zmieniło się wszystko. Trudno wejść w czyjeś buty i zrozumieć jego zachowanie.
Jak często pozory mylą i można łatwo skrzywdzić kogoś błędnym obrazem, jaki
sobie o kimś wyrobiliśmy. Żadna dostępna technologia, nie zastąpi empatii, bo
tylko ona pozwala na uzyskanie możliwie pełnego
obrazu rzeczywistości, lepszego budowania relacji, reagowania gdy innym dzieje
się krzywda.
Książka trudna w
odbiorze, nawet jak dla mnie, dojrzałego czytelnika. Długo trwało zanim
wszystkie kawałki układanki trafiły w końcu na swoje miejsce, ale gdy to
nastąpiło już nie potrafiłam oderwać się od lektury. Nie jest to powieść, którą
można przeczytać dla relaksu, żeby skrócić sobie czas oczekiwania, czy też
umilić podróż pociągiem. Wymaga maksymalnego skupienia i oddania jej całej
swojej uwagi, ale gdy wciągnie, dopiero wtedy dostrzega się jej wartość i
docenia fakt, jaka jest mądra, sugestywna
i ujmująca.
Życie w pewnym
sensie jest jak gra w karty, nigdy nie
wiemy jaką kartę wyciągniemy, bo los podsuwa nam talię z kamienną twarzą.
Trudno potem zmienić bieg zdarzeń, gdy ta karta okaże się niewłaściwa, bo zła
passa ciągnie się za nami przez całe życie. Ale najważniejsze wnioski, jakie
wysnułam po zakończeniu powieści to takie, że zewnętrzne
piękno człowieka, bierze się przede wszystkim z jego wnętrza, i że każdy od czasu do czasu potrzebuje pomocy, wsparcia,
czegokolwiek. Powinniśmy próbować panować nad naszą teraźniejszością, robić
wszystko, by znalazło się w niej to, co najlepsze.
„Kiedy coś
złego zdarzy się w twoim życiu, zaczynasz myśleć, co można było zrobić, żeby
temu zapobiec. Czy w ogóle można było cokolwiek zrobić”.
Książkę
przeczytałam dzięki współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka
Nie czytałam tej książki autorki. Fajnie, że ukazało się jej wznowienie.
OdpowiedzUsuńPoprzednio książka została w innym wydawnictwie, ale warta jest uwagi. :)
UsuńAutorka bardzo specyficzna, ale dzięki temu nieoczywista. Bardzo lubię jej twórczość, to trochę jak otwierać jajko z niespodzianką, nigdy nie wiesz, co znajdziesz w środku 🙂
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100 procentach. Zaskoczyła mnie lektura tej książki po całości. Wydawało mi się, że jest zagmatwana i bardzo zakręcona, ale potem jak mnie wciągnęła, nie mogłam przestać czytać. Ta autorka, to chyba moje największe odkrycie. Słyszałam o niej, ale nic do tej pory nie czytałam żadnej książki Gałuszki i to był błąd.
Usuń