ARTYSTA

 

Ś𝘳𝘰𝘥𝘢  31-07-2024

*ℝ𝔼ℂ𝔼ℕℤ𝕁𝔸*

________________

Dzień dobry. Witam Was ponownie bardzo serdecznie.

Hanna Szczukowska-Białys zadebiutowała w marcu kryminałem 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒, będącym początkiem serii o komisarzu Bondysie. Poprzednia część w miarę mnie usatysfakcjonowała, chociaż nie wywołała szczególnego zachwytu, uznałam jednak, że skoro to debiut, kolejne książki autorki będą już tylko lepsze. Niestety, chyba obie zostały napisane jednym ciągiem, więc kontynuacja wyszła podobna do pierwszej części i nie wzbudziła we mnie większych emocji, poza chwilami spotkań z psychopatą, gdy uczestniczyłam w jego chorych urojeniach. Nie tego się spodziewałam i jestem trochę rozczarowana. Autorka wplotła w kryminał zbyt wiele wątków obyczajowych i opisów, które tylko niepotrzebnie spowalniały akcję. Na ogół lubię kryminały z rozbudowanym tłem obyczajowym, ale musi być w nich zachowany balans pomiędzy obiema warstwami, a tu tego niestety nie ma.

 

Wieczne rozczulanie się nad sobą Bondysa, który zamiast zająć się śledztwem, wciąż na nowo wałkuje swoją nieudaną relację z byłą partnerką, wypada mało interesująco. Beata, zamiast prowadzić śledztwo, na które czekała, rozważa, którego z mężczyzn chętniej widziałaby w swoim łóżku. Autorka ewidentnie ma problem z wiarą chrześcijańską, co kilkakrotnie manifestuje, wyśmiewając dogmaty wiary. Drobiazgowe śledztwo, rozwleczone do granic możliwości, niestety nie wyszło książce na plus. Atmosfera lat dziewięćdziesiątych jest jedynie ilustrowana przez daty umieszczone na początku poszczególnych rozdziałów. Tematy poboczne powinny uzupełniać fabułę, a nie ją dominować, co jest niedopuszczalne w powieści kryminalnej. Strony poświęcone zakupom, wysyłaniu paczki czy nietrafionym rozważaniom Bondysa nad wiarą chrześcijańską, tylko dodatkowo spowalniają akcję.

 

Całość ratują krótkie rozdziały, choć zdarzały się momenty, kiedy wzdychałam zniecierpliwiona z powodu licznych, zbytecznych opisów, które mnie nużyły. Motywacja mordercy, a raczej jego choroba, wydała mi się dość naciągana. Może się mylę, ale to schorzenie niekoniecznie prowadzi do morderstw. Urojenia, omamy, halucynacje czy chłód emocjonalny są jak najbardziej prawdziwe, jednak czy osoby cierpiące na takie schorzenie są zdolne do morderstwa z powodów opisanych w książce? Nie jestem psychiatrą, więc nie mnie to oceniać, ale miałam pewne wątpliwości.

 

ᴢ ᴄʏᴋʟᴜ ʜᴀʟɪɴᴀ ᴘʀᴢᴇᴄᴢʏᴛᴀᴌᴀ ɪ ᴘʀᴢᴇᴅꜱᴛᴀᴡɪᴀ:

 

𝗛𝗮𝗻𝗻𝗮 𝗦𝘇𝗰𝘇𝘂𝗸𝗼𝘄𝘀𝗸𝗮 𝗕𝗶𝗮ł𝘆𝘀 – 𝗠ę𝗰𝘇𝗲𝗻𝗻𝗶𝗰𝘆 𝗻𝗮 𝗽łó𝘁𝗻𝗶𝗲 . 𝗞𝗼𝗺𝗶𝘀𝗮𝗿𝘇 𝗕o𝗻𝗱𝘆𝘀 – 𝗰𝘇. 𝟭 – 𝗽𝗿𝗲𝗺𝗶𝗲𝗿𝗮 𝟭𝟵 𝗰𝘇𝗲𝗿𝘄𝗰𝗮 𝟮𝟬𝟮𝟰 𝗿.

 

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗔𝗿𝘁𝘆𝘀𝘁𝗮

____________________________________

𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑚𝑎 𝑜𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑜𝑛ą 𝑤𝑦𝑡𝑟𝑧𝑦𝑚𝑎ł𝑜ść, 𝑠𝑘𝑎𝑙ę 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑙𝑖𝑤𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑙𝑖𝑐𝑧𝑏ę 𝑐𝑖𝑜𝑠ó𝑤 𝑜𝑑 ż𝑦𝑐𝑖𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗ąć. 

 

Wyłowione z rzeki zwłoki starszej kobiety, ze związanymi na plecach rękami i raną kłutą brzucha, to spektakularny początek 𝑀ę𝑐𝑧𝑒𝑛𝑛𝑖𝑘ó𝑤 𝑛𝑎 𝑝łó𝑡𝑛𝑖𝑒. Gdy w podobnych okolicznościach pojawia się kolejna ofiara, kilkuletni chłopiec, ekipa Bondysa zdaje sobie sprawę, że mają do czynienia z seryjnym mordercą. I tu zaczynają się schody. Mozolne śledztwo wydaje się nie mieć końca. Bondys czuje, że coś w tej historii mu umyka, ale zupełnie nie ma pomysłu na motyw zbrodni. Wszyscy podejrzani mają alibi, więc kolejno skreśla ich z listy, aż wraca do punktu wyjścia, co nie podoba się ani jemu, ani jego szefowi.

 

Beata Pachniewicz, jak każdy policjant pracujący w wydziale kryminalnym, czeka na ważne sprawy, a w międzyczasie rozważa, czy wolałaby romans z szefem, czy swoim partnerem.

 

Bondys, wielbiciel puzzli i papierosów poznańskich, ma opinię zamkniętego w sobie odludka. Bywa wyobcowany, zasadniczy, momentami nawet aspołeczny. Pełen dziwactw i natręctw, stroni od ludzi i unika mówienia o sobie. Mimo to imponuje ponadprzeciętnym intelektem, bystrością umysłu i humorem. Jest wyjątkowy i interesujący, diametralnie różni się od innych. Łamie zasady i utarte schematy, kiedy wszyscy idą w lewo, on wybiera prawo. Pływa pod prąd, nie dbając o poklask, a mimo to cieszy się sympatią kolegów w wydziale. Jednak nie wszyscy aprobują jego zachowanie, zwłaszcza dziwactwa i natręctwa. Czasem zachowuje się tak, jakby był z innej planety.

 

Radek niby nic do Bondysa nie ma, ale za nim nie przepada. Uważa, że jest wyniosły i arogancki. Nie może też znieść, że Beatka wpatruje się w Bondysa jak w lokalnego bydgoskiego Sherlocka Holmesa, podczas gdy on sam ma ochotę na bliższą relację z nią.

 

Ojciec dręczył swoje dziecko, chcąc wychować je na doskonałego artystę, którym sam nigdy nie zdołał zostać. W efekcie jego syn wyrósł na psychopatę. Mężczyzna, poszukując inspiracji do swoich dzieł, by zaimponować ojcu, zapędza się tak daleko, że zaczyna mordować przypadkowych ludzi.

 

Wątek psychopatycznego malarza, który szuka inspiracji do namalowania swojego wybitnego dzieła poprzez popełnianie zbrodni, wypadł  na tyle dobrze, że nienawidziłam go ze wszystkich sił. Autorka umiejętnie buduje nastrój, wywołuje emocje, przeraża, by następnie dać na chwilę nadzieję, która zaraz potem zmienia się w kolejny koszmar. Bezwzględny i pozbawiony rodzicielskiej miłości ojciec chciał wychować syna na wielkiego artystę pokroju Wojciecha Weissa – tu plus dla autorki za pokazanie sylwetki i dzieł tego malarza. Niestety, zamiast znakomitego artysty stworzył potwora bez ludzkich uczuć, empatii i współczucia. Człowieka, który nie odróżnia dobra od zła, ogarniętego manią doskonałości, mordującego ludzi i wybierającego swoje ofiary z bardzo błahych powodów.

 

Śledztwo wydaje się nie mieć końca, jest żmudne, a momentami wręcz nudne. Rozważania Bondysa na temat swojego życia, nieudanego związku z Anitą oraz jego problemów z wiarą, które ewidentnie ma również autorka, przytłaczają i spowalniają akcję, co w kryminale jest nie do pomyślenia. Choć rozbudowane tło obyczajowe jest dobrze rozpisane, jest go zdecydowanie za dużo – zamiast uzupełniać fabułę, dominuje ją. Autorka wraca do wątków poruszanych w pierwszej części, co dla mnie akurat było zbędne. Natomiast portret psychologiczny psychopaty robi wrażenie,  to człowiek obłąkany, żyjący w swoim świecie, mordujący ludzi dla artystycznych doznań w zbrodni, poszukujący w nich weny.

 

Tempo akcji jest powolne i mozolne, zwłaszcza w drugiej części książki. W pewnym momencie straciłam zainteresowanie całą historią, ponieważ zbyt wiele czasu autorka poświęciła szczegółowemu roztrząsaniu motywów mordercy przy zbyt małej ilości faktycznej akcji. Tożsamości psychopaty nie domyśliłby się nawet najwytrawniejszy detektyw, co nie wyszło tej historii na plus. Miałam poczucie, że rozwiązanie zostało wyciągnięte z kapelusza, a ujawnienie tożsamości psychopaty na końcu zajmuje dosłownie chwilę, pozostawiając pewien niedosyt.

 

Bondysa i jego natręctwa można było już poznać w 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑎𝑐ℎ 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒, a w tej części autorka jeszcze bardziej się na nich skupia, co studzi entuzjazm i w pewnym sensie zniechęca do tej postaci. Jego ciągłe filozoficzne rozważania bywają czasami nie do zniesienia, a przedstawione relacje w komendzie są mdłe i nijakie. Autorka drobiazgowo analizuje psychologiczne aspekty zachowań Beaty, która została zraniona przez byłego chłopaka uzależnionego od hazardu i jest zapatrzona w Bondysa jak w obrazek, jednocześnie będąc pod urokiem swojego partnera z pracy, Radka. Beata mogłaby być świetną policjantką, której życie się nie ułożyło, ale niestety autorka nie wykorzystała potencjału tej postaci.

 

Mnóstwo tropów, animozji na komendzie i sporo rozważań niezwiązanych ze sprawą spowalniają akcję. Autorka tym razem zdecydowanie skupiła się na tle społeczno-obyczajowym, wprowadzając przegadane wątki, które niewiele wnoszą do fabuły, a jedynie powodują znużenie i spowolnienie akcji. Niestety, ta część to bardziej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym niż prawdziwy kryminał. Jest lepsza pod względem językowym, ale znacznie słabsza jako kryminał. Mam nadzieję, że trzecia część zrekompensuje mi zawód, jaki poczułam po zakończeniu tej lektury.

 

Znana jestem ze swojej rzetelności w pisaniu recenzji, dlatego ta nie mogła być inna. Chociaż nie lubię pisać takich opinii, to nie miałam wyboru. Może są osoby, którym taka forma powieści nie przeszkadza, a nawet się podoba, ale ja nie należę do zwolenników tego typu kryminałów. Chciałabym napisać „komisarz Bondys znowu w akcji”, gdyby tylko w tej powieści była jakaś akcja. Niestety, ciekawy wątek kryminalny autorka zgubiła w opisach warstwy obyczajowej do tego stopnia, że pod koniec było mi już obojętne, kto i dlaczego mordował, ponieważ byłam znudzona przegadaną narracją. Próba wywołania efektu „wow” w finale niestety nie wyszła. Wiem, że autorka bardzo się napracowała nad tą powieścią, włożyła w nią całe swoje serce i że wielu czytelnikom się ona podobała, ale mnie osobiście nie przypadła do gustu.

 

𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑘𝑡𝑜ś 𝑛𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑝𝑜𝑚𝑜𝑐𝑦, 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑚𝑢 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑚ó𝑐. 𝑇𝑜 𝑠𝑚𝑢𝑡𝑛𝑎, 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟ą 𝑡𝑎𝑘 𝑡𝑟𝑢𝑑𝑛𝑜 𝑧𝑎𝑎𝑘𝑐𝑒𝑝𝑡𝑜𝑤𝑎ć, 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑔ó𝑙𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑑𝑜𝑡𝑦𝑐𝑧𝑦 𝑏𝑙𝑖𝑠𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑦.

 

Teraz już z Wami się żegnam, życząc dobrego  popołudnia i spokojnego wieczoru

ʜᴀʟɪɴᴀ

_______________________________________

Współpraca barterowa / Wydawnictwo SQN



ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ ᴘᴏᴡsᴛᴀᴌᴀ ᴡ ʀᴀᴍᴀᴄʜ ᴀᴋᴄᴊɪ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴇɴᴄᴋɪᴇᴊ ᴡʏᴅᴀᴡɴɪᴄᴛᴡᴀ sǫɴ. 



Komentarze

  1. Spóźniłam się z recenzją poprzedniej książki o dwa dni i SQN już mi nie przysłał kolejnej części. Do tej pory nad tym ubolewałam, ale już przestałam. Mamy podobne gusta, więc i tak podziwiam, że dobrnęłaś do końca. Ja "rzuciłabym książką o ścianę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz czego żałować. Tak rozwleczonej części obyczajowej dawno nie spotkałam w literaturze. Czy przyślą mi trzecią część, nie wiem? Czy ją chcę czytać, też nie wiem? Myślę, że autorka pisała to hurtem i wyszło jak wyszło.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

WYWIAD Z MAŁGORZATĄ LIS

USZKODZONE DZIECKO

NOWOŚCI, PREMIERY, ZAPOWIEDZI