TRUDY CODZIENNOŚCI
𝘞𝘵𝘰𝘳𝘦𝘬 𝟢𝟦-𝟣𝟣-𝟤𝟢𝟤𝟧
*ℝ𝔼ℂ𝔼ℕℤ𝕁𝔸 *
________________
Dzień
dobry, witam Was ponownie bardzo serdecznie.
Sięgając
po 𝐾𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑧ł𝑜𝑚𝑛𝑒𝑔𝑜
𝑑𝑢𝑐ℎ𝑎 Edyty Świętek, czwarty tom sagi 𝑆𝑎𝑛𝑑𝑜𝑚𝑖𝑒𝑟𝑠𝑘𝑖𝑒
𝑤𝑧𝑔ó𝑟𝑧𝑎, poczułam ten sam
dreszcz ciekawości, który towarzyszył mi przy poprzednich częściach. Każda z
nich była dla mnie niezwykłą podróżą w czasie, pełną emocji, pięknych opisów i
prawdziwych ludzkich historii. Autorka potrafi z niezwykłą lekkością przenieść
w realia dwudziestolecia międzywojennego i sprawić, że zapomina się o wszystkim
innym. Ten tom ponownie przeniósł mnie w tamten świat i pozwolił spotkać
bohaterów, do których zdążyłam się już przywiązać. Tym razem na pierwszy plan
wysuwają się kobiety, które nie mają łatwego życia, a jednak wbrew wszystkiemu
potrafią zachować siłę i godność. Ich losy poruszają, bo choć od tamtych czasów
minęło tyle lat, ich pragnienia, rozterki i wybory pozostają zaskakująco
bliskie współczesności. Edyta Świętek jak zawsze dba o każdy szczegół, a jej styl
łączy w sobie delikatność i realizm. Doceniam też przypomnienie wcześniejszych
wydarzeń, które pozwalało bez trudu odnaleźć się w historii, nawet jeśli od
poprzedniego tomu minęło już trochę czasu.
ᴢ ᴄʏᴋʟᴜ ʜᴀʟɪɴᴀ ᴘʀᴢᴇᴄᴢʏᴛᴀᴌᴀ ɪ ʙᴀʀᴅᴢᴏ ᴘᴏʟᴇᴄᴀ:
𝗘𝗱𝘆𝘁𝗮
Ś𝘄𝗶ę𝘁𝗲𝗸 – 𝗞𝗼𝗯𝗶𝗲𝘁𝘆
𝗻𝗶𝗲𝘇ł𝗼𝗺𝗻𝗲𝗴𝗼
𝗱𝘂𝗰𝗵𝗮 – 𝗽𝗿𝗲𝗺𝗶𝗲𝗿𝗮
𝟭𝟳 𝘄𝗿𝘇𝗲ś𝗻𝗶𝗮
𝟮𝟬𝟮𝟱 𝗿.
– 𝗪𝘆𝗱𝗮𝘄𝗻𝗶𝗰𝘁𝘄𝗼
𝗠𝗮𝗻𝗱𝗼
ᴛʏᴛᴜᴌ
ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗧𝗿𝘂𝗱𝘆 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
___________________________________________
Edyta Świętek tym razem bardziej skupiła się na losach kobiet, zgodnie z tytułem tej części. Pojawiła się też nowa postać młynarzowa Weronika, która moim zdaniem wysuwa się na pierwszy plan i to właśnie ona staje się główną bohaterką 𝐾𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑧ł𝑜𝑚𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑢𝑐ℎ𝑎. Eustachemu i Alinie dobrze się wiedzie, odkąd stali się właścicielami piekarni. Eustachy zyskał szacunek mieszkańców i wreszcie mógł cieszyć się spokojem, ale ten spokój okazał się pozorny. Zaczęły powracać nocne koszmary, które dręczyły go coraz częściej. Napary Aliny, przygotowywane według receptury Ambrożego, przestały przynosić ulgę, a jego krzyki w środku nocy budziły cały dom. Najmocniej odczuwały to dzieci, zdezorientowane i przestraszone zachowaniem Eustachego. W końcu, widząc, że tak dalej być nie może, Orszand decyduje się na wyjazd do stolicy, wierząc, że tylko tam znajdzie lekarza zdolnego pomóc mu uporać się z traumami przeszłości.
Teraz mieszkają z nimi Marcjanna z synkiem Antosiem oraz ich mama, Barbara. O ile Barbara bardzo się zmieniła i choć nie była matką wartą naśladowania, to jako babcia dla obu wnucząt okazała się wręcz idealna, natomiast Marcjanna, patrząc na szczęście siostry, coraz bardziej pogrąża się w marazmie, staje się zgorzkniała, wciąż na wszystko narzeka i jest wiecznie niezadowolona, z zazdrością spoglądając na szczęście siostry.
Dopiero szczera rozmowa z matką, która nie może już dłużej patrzeć na zachowanie córki, szczególnie wobec wnuka, sprawia, że Marcjanna zaczyna przyglądać się sobie z dystansem. Szybko odkrywa, że sama jest winna swojemu losowi, a siostra i szwagier okazali jej więcej serca, niż kiedykolwiek się spodziewała, przyjmując ją z dzieckiem pod swój dach. Zaczyna rozumieć, jak bardzo pogrążała się w narzekaniu i widziała w życiu jedynie ciemne barwy. Gdy spojrzała na Waldka z większą życzliwością, poczuła spokój i nadzieję. Zrozumiała, że przy jego boku szczęście może odnaleźć nie tylko ona, ale i jej synek, który bardzo go polubił.
Michałowi zaczyna doskwierać małżeńska rutyna, choć wciąż stara się być przykładnym mężem, mimo że jego żona trzyma go twardą ręką i wszczyna awantury o byle drobiazg. Niesnaski w domu sprawiają, że mężczyzna coraz częściej zagląda do knajpy i upija się, a wrzaski żony na nic się nie zdają, jedynie pogłębiając problem.
Podobał mi się sposób, w jaki autorka ukazała problemy kobiet tamtych czasów. Wtedy kobieta miała być matką, żoną, służącą, wyrobnicą, maszynką do rodzenia dzieci, a nocą materacem dla męża, który musiał sobie „ulżyć”. Nikt tego nie kwestionował ani nie przejmował się jej uczuciami czy dolegliwościami. Dużo wiedzy o kobietach ma Alina, bo to do niej przychodzą po pomoc i zioła, ale nic nie może zrobić, nie ma prawa się wtrącać.
Edyta Świętek wspomina o menopauzie, z którą zmaga się Małgorzata, ale przede wszystkim skupia się na losie Weroniki, żony młynarza o nieposkromionym apetycie seksualnym, który każdej nocy domaga się od niej spełniania obowiązków małżeńskich, oczekując przy tym zaangażowania i czułości. Owocem jego niezaspokojonych chuci jest gromadka dzieci, które sprowadził na świat, nie zważając na to, że nie będzie w stanie zapewnić im godnej przyszłości. Spracowana żona, rodząca jedno dziecko za drugim, ledwo daje sobie radę, a dodatkowo znosi ciągłe połajanki teściowej i haruje jak koń w kieracie.
Na przykładzie Weroniki Edyta Świętek porusza problem wielodzietności w minionych czasach. Mąż, nie bacząc na uczucia żony i jej samopoczucie, zmuszał ją do nieustannego pożycia małżeńskiego. Kobieta była wyczerpana takim życiem, a teściowa, prawdziwa jędza, obarczała ją dodatkowo winą za każde kolejne dziecko. Córki, żyjące w ciasnocie i pełniące rolę służących, marzyły o innym życiu. Szybko wychodziły za mąż, widząc w tym drogę do wolności, lecz trafiały pod dach męża i jego matki, nieświadome, że powielają los swojej rodzicielki. O opuszczeniu męża nie mogło być wtedy mowy. Weronice udaje się to dopiero, gdy kolejny raz zachodzi w ciążę i coś w niej pęka. Szczera rozmowa z Aliną otwiera jej oczy i pozwala podjąć decyzję, która w tamtej rzeczywistości była niemal nie do pomyślenia.
Kolejny poruszony problem to trauma pourazowa, z którą zmaga się Eustachy. Terapia, która wówczas dopiero raczkowała, kosztowała niemałe pieniądze, a dodatkowo w tamtych czasach chodzenie do takich lekarzy uważano za niemodne i oznakę słabości. Jednak za namową Aliny mężczyzna decyduje się na leczenie, bo w tej sytuacji to jedyne wyjście, a żadne pieniądze nie są warte jego cierpienia.
Ich plany szybko zaburza jednak nieoczekiwane zdarzenie. Eustachy będzie zmuszony podjąć trudną decyzję, bo ktoś porywa synka Aliny i żąda zawrotnej kwoty w ramach okupu. Mężczyzna nie waha się ani chwili, bo dobro dziecka i jego bezpieczeństwo nie mają ceny, więc jego wybór jest prosty. Wciąż brzmią mu w uszach słowa Ambrożego o dobrotliwym wybawcy, który niesie na ramionach cały świat. Widać było, że taki był jego los, wciąż musiał pomagać, mimo wszystko w Orszandzie pojawiło się podejrzenie, że ktoś zapragnął zemsty na nim. Szukanie dziecka przypominało szukanie igły w stogu siana, ale można je odnaleźć, jeśli się wie, gdzie szukać. Wątek porwania Antka wzbudził we mnie ogrom emocji, a na jego rozwiązanie czekałam z bijącym sercem.
Szeptano
o klątwie spoczywającej na piekarni, choć mieszkańcy kamienicy raczej w takie
zabobony nie wierzyli. Życie potrafi płatać figle: raz wszystko idzie gładko, innym
razem wiatr wieje prosto w twarz, a czasem zdarzają się cuda. Autorka podkreśla
ludzkie przywary. Gdy komuś polepsza się los, ludzie od razu to zauważają.
Interesują się kimś tylko wtedy, gdy coś się dzieje, a ich zainteresowanie
prędzej czy później przemija, bo szybko znajdują sobie nowy obiekt do
wścibskiego podglądania.
Kolejny problem przedstawiony w 𝐾𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒𝑧ł𝑜𝑚𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑢𝑐ℎ𝑎.to syndrom DDA, z którym zmaga się Alina. Doskonale wie, jak trudno żyje się z piętnem córki największego moczymordy w mieście. Nawet po latach, gdy jej ojciec dawno spoczywa w mogile, a ludzie zdają się o tym zapominać, ona nie potrafi tego wyrzucić z pamięci. Nosi w sobie każdy cios, każde słowo, każde wyzwisko. Niby relacje Barbary z córkami się poprawiły, lecz o ich pełnym naprawieniu nie mogło być mowy. Obie siostry żyły z piętnem pijaka i awanturnika, który chciał je wydać za mąż za takich samych pijusów jak on sam. O tym, co działo się pod dachem ich domu, rzecz jasna nie dało się zapomnieć.
Historie przedstawione w książce są tak bliskie i swojskie, mimo że akcja osadzona jest w odległym czasie, w dwudziestoleciu międzywojennym. Choć minęło ponad sto lat od opisanych wydarzeń, ludzie i ich przywary wciąż pozostają tacy sami. Problemy, które porusza Edyta Świętek, nadal są aktualne, ale na szczęście kobiet podzielających los Weroniki jest coraz mniej. Dziś kobiety są świadome swojej wartości i rzadko pozwalają sobą poniewierać.
Przykład Weroniki pokazuje, że wtedy kobiety obawiały się odejścia od męża, bo narażały się na ostracyzm społeczny, obmowę i ocenianie, a także bały się sprawiać przykrość dzieciom. Sporo czasu minęło, zanim kobieta zrozumiała, że najważniejszy jest spokój i odzyskanie szacunku dla samej siebie. Michał natomiast uświadomił sobie, że zmarnował życie, poślubiając kobietę, której nie kochał. Była dokuczliwa i kłótliwa, poniewierała nie tylko nim, ale także jego matką. Nie widząc innej drogi wyjścia, bo rozwodów wtedy praktycznie nie było, zaczął topić swoje smutki w alkoholu. Marcjanna wreszcie zaznała szczęścia u boku Waldka, który kochał ją i jej synka nad życie. Przekonała się, że nie wszyscy mężczyźni są chodzącym złem.
Ta część, jak każda sagi 𝑆𝑎𝑛𝑑𝑜𝑚𝑖𝑒𝑟𝑠𝑘𝑖𝑒 𝑤𝑧𝑔ó𝑟𝑧𝑎, jest opowieścią o ludziach pełnych wad i zalet, o miłości, zazdrości, odwadze i codziennych trudnościach. Bohaterowie Edyty Świętek są prawdziwi i bliscy, łatwo ich polubić, choć czasem trudno zrozumieć ich decyzje. Czytając książkę, czułam się, jakbym spacerowała po sandomierskich wzgórzach razem z Weroniką, Aliną, Marcjanną, Michałem i Eustachym, obserwując ich radości, smutki i zmagania. Ta część kolejny raz zostawiła w moim sercu ciepło i poczucie, że mimo trudności można znaleźć spokój i szczęście, jeśli się nie traci wiary w siebie i w ludzi. Oczywiście nie mogę się doczekać kolejnego tomu i spotkania z bohaterami 𝑆𝑎𝑛𝑑𝑜𝑚𝑖𝑒𝑟𝑠𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑧𝑔ó𝑟𝑧.
____________________________________________
Dziś
już z Wami się żegnam, życząc dobrego popołudnia i spokojnego wieczoru.
ʜᴀʟɪɴᴀ
__________________________________
Współpraca barterowa / Wydawnictwo Mando
Edyta Świętek
__________________________________
Autor: Edyta Świętek
Wydawnictwo: Mando
Ilość stron: 368
Gatunek: obyczajowa/ z historią w tle
Data premiery: 17 września 2025
Moja ocena: 09
/10

Komentarze
Prześlij komentarz